Szczęście… to słowo czasem mówi nam jak dobrze, czujemy się w czyimś towarzystwie. Czasem mówi nam, iż potrafimy z niczego tworzyć wielkie cuda. Czasem mówi nam to słowo, że nie dotyka nas też nuda. Ale czy zawsze szczęście znaczy, że jesteśmy bogaci? Bogaci i szczęśliwi, ale w jakim stopniu? Co dokładnie oznacza owo szczęście?

Dla jednych jest to znalezienie gotówki na ulicy. Dla innych trafienie na wspaniałą kobietę czy mężczyznę. Niektórzy tez uważają, że cudem zostali wyleczeni z raka, więc mają cholerne szczęście. Jeszcze inni uważają, że słowo szczęście odnosi się do wszystkich naszych zasług w życiu.

Pomniejszych takich jak właśnie wcześniej wspomniane znalezienie gotówki na ulicy. Trafienie na miłość swego życia, która utrzymuje się od paru lat i z tego została stworzona wspaniała rodzina. Większych takich jak unikniecie śmierci w wypadku, cudowne ozdrowienie… Na bramy piekieł nawet zostanie miliarderem, czasem jest porównywalne do większych i mniejszych cudów. Tylko czy by zaznać, jakiegokolwiek szczęścia nie trzeba czasem przecierpieć paru lat, chwil czy też minut naszego życia? Jest znane wiele przypadków ludzi, którzy znaleźli swe szczęście w nieszczęściu. Jasny gwint… sam widziałem nie raz jak człowiek, który przez kogoś został potrącony, zyskał wspaniałe znajomości, które utrzymywał do końca życia poprzez krótki pobyt w szpitalu. Wiem historia niczym z kiepskiego filmu tylko czy właśnie to nie jest te cholerne szczęście?

Można też odnieść wrażenie, iż by uzyskać pełnię szczęścia trzeba być piekielnie cierpliwą osobą. Ciężko pracować, chorować, czasem się ukrywać czy jabłka z czyjegoś sadu zrywać. My ludzie sami nie wiemy, kiedy nadejdzie nam na pomoc szczęście. Ważniejszym pytaniem jest zaś czy już nie odwiedził nas fart, a my nie potrafiliśmy go dobrze wykorzystać?

Słyszałem kiedyś, pewnie wy też, bo to doprowadza czasem do łez, iż człowiek, który żyje dla innych… Obdarowując ich wszystkim, co ma, co miał i co będzie miał, jest farciarzem. No cóż, ogrom jego optymizmu i różowe okulary napawają go szczęściem nad szczęściem. Ile w tym prawdy? Prawdopodobnie nic tylko czy aby na pewno?
Jest też wersja taka, że zakochane serce to szczęśliwe serce. Osobiście tego nie popieram. Człowiek nie żyje miłością. Może co najwyżej nią oddychać, ale czy się nią naje? A jeżeli osoba, nad którą serce nasze ubolewa, tak naprawdę oliwy do ognia nam dolewa? Rozumiem, są szczęściarze, którzy uważają, że znaleźli swą miłość i to im starcza dlatego mogą się zwać farciarzami.

Mógłbym wymieniać, kto co uważa za szczęście do woli tylko czy czas mi na to pozwoli? Ale wszyscy szczęściarze i pechowcy wiemy jedno… Fortuna kołem się toczy, czasem kłuje nas też w oczy.